Wpis ten jest tak zwaną “jednorazówką”. W całości przeczyta go kilku stałych czytelników tego bloga, kilkudziesięciu przeskanuje i na tym jego aktywny żywot się skończy. Zero ruchu organicznego w przyszłości.
Bo kto normalny wpisze do Google’a słowa “pani las WordPress”? Zresztą, sam algorytm Google’a pewnie zgłupienie podczas próby indeksacji tego posta. Podobno dziś Gugiel najpierw czyta treść i sam próbuje odgadnąć, o czym jest dany wpis, a dopiero potem sprawdza zgodność swoich domysłów z tytułem artykułu.
Więc dziś piszę bardziej dla samego pisania. I spontanicznej chęci przelania emocji na papier (tak, zaczęłam pisać w zeszycie, fotkę na dowód znajdziesz we wpisie), po tym jak mój wzrok przykuła…
Dziwaczna reklama w czasopiśmie
Jest sobota popołudnie. Czytam swój ulubiony miesięcznik i moją uwagę od tekstu odciąga reklama obok.
Nie dlatego, że jest porywająca.
Nie dlatego, że marzę, żeby mieć taki kostium, jak ma ta pani.
Mój wzrok zatrzymuje się na dłużej na błyszczącym zdjęciu formatu A4 dlatego, że coś tu grubo nie gra.
Na drugim planie widzimy skraj iglastego lasu, prześwitujący błękit nieba i ogromne głazy. Pierwszy plan zdominowały smukłe sosny. Przy jednej z nich stoi pani w eleganckim kostiumie. Sukienko-żakiecie, w którym można pójść na kolację biznesową późną wiosną, może na komunię w bardziej prestiżowej dzielnicy…
…ale na pewno nie do lasu!
Dociera do mnie, że zdjęcie jest sztuczne do bólu. Choć jednocześnie tak piękne…
I zadaję sobie pytanie…
Dlaczego w ogóle powstało takie zdjęcie?
Patrzę na to zdjęcie i zastanawiam się, dlaczego tyle pary idzie w coś, co jest przerażająco sztuczne?
Jednak ktoś uznał, że pomysł musi być dobry…
…bo do tego pięknego lasu trzeba było dojechać, zabrać profesjonalny sprzęt fotograficzny, modelkę i to jej eleganckie ubranie. Raczej do przebrania się dopiero na miejscu, bo trudno uwierzyć, żeby czyściutkie buty, które pani ma na sobie, przetrwałyby w takim stanie nawet krótki spacer po leśnej ściółce.
Dlaczego zatem powstało tak absurdalne zdjęcie?
No przecież nie po to, żeby zareklamować strój idealny do spacerów po lesie.
Być może zdjęcie powstało dlatego, że jasny kostium ładnie się wkomponowuje w ten plener. Kojące kolory ziemi, delikatne słońce, natura. Wszystko wygląda ujmująco i budzi pozytywne emocje.
Myślę, że zdjęcie powstało przede wszystkim dlatego, że ktoś obliczył, że ono sprzeda. I kostium, i markę, której logo umieszczono pod modelką.
To nic, że pokazany strój nigdy nie zostanie użyty w konstelacji w jakiej go zaprezentowano.
Podobnie sprzedaje się dziś narzędzia do WordPressa
Sprzedawcy motywów dostrzegli to już lata temu.
I dlatego dziś najlepiej sprzedające się motywy do WordPressa niekoniecznie szczycą się dobrymi standardami „pod maską”.
Ale za to mogą zaimponować czymś innym. Na przykład front-endową wersją demo.
Takie demo nie może być przeciętne.
Żeby motyw się sprzedał, jego demo musi mieć najwyższej jakości obrazki, idealnie pasujące do starannie dobranej palety kolorów i niesztampowy font. Im więcej efekciarskich wodotrysków, typu fade-in – fade-out w zwolnionym tempie, tym lepiej.
Nie zdziwiłabym się, gdyby praca grafików i marketerów na demkiem kosztowała znacznie więcej niż opłacenie programistów.
Pułapka polega na tym, że o ile kupujący motyw bloger jest jeszcze w stanie skombinować dobre zdjęcia, to już z fontem nie będzie tak łatwo.
Wiadomo, polskie ogonki.
A może nie do końca wiadomo i dlatego potem nie bardzo wiemy, jak zareagować na wymuskaną stronę bez polskich znaków w tytułach. Bo zdesperowany właściciel strony uznał, że z dwojga złego, to lepsza opcja niż pokazywać jakieś koślawe znaczki w zastępstwie…
Rada:
Zanim kupisz motyw, sprawdź, jakich fontów używa i czy dany font wspiera polskie znaki. O tym jak sprawdzić, jaki font użyto na stronie, przeczytasz w tym artykule.
Możesz też podmienić tekst na stronie demo korzystając z prawego przycisku myszy i opcji Zbadaj. Podmień tekstu oryginału, wpisując kilka polskich znaków diakrytycznych i zobacz, jak wyglądają:
Producenci page builderów też idą z elegancką panią w las
Jest taki popularny page builder, który marketingowo fascynuje mnie znacznie bardziej niż jako użytkownika.
Nieważne, że nigdy nie użyję ich pop-upów. (No bo jak mam użyć, skoro nie używam samego page buildera?)
Nieważne, że analogię wyskakujących tostów i pop-upów w ich reklamie załapałam dopiero po trzecim obejrzeniu filmiku.
Ważne, że ich niespełna minutowe video wprawiło mnie w osłupienie na tyle, że jeśli ktokolwiek kiedykolwiek będzie potrzebować na stronie pop-upa, pierwsze moje skojarzenie padnie na Elementora.
Triki użyte w ich reklamie są podobne do tych w moim czasopiśmie.
Tyle, że elegancka pani w lesie, została zastąpiona eleganckim panem, który co prawda nie kryje się w cieniu sosny, za to nadmiar gorących emocji schładza wachlarzem z banknotów.
Nie szkodzi, że powiązanie kasiastego pana z pop-upami jest nieoczywiste.
Ważne, że obrzydliwie bogaty pan (że bogaty, to oczywiste, bo pan jest ubrany na złoto) budzi w nas pozytywne emocje. Nasza podświadomość już się nakręca i myśli: może my też przyciągniemy kupę kasy zaraz po tym, jak zainwestujemy w wersję pro Elementora, która te pop-up oferuje?
A gdyby tak do sprzedaży WordPressowego feature’a wykorzystać popularny serial?
Czemu nie!
Serial “Gra o tron” właśnie uwalnia kolejne odcinki finałowego sezonu. A twórcy Elementora wypuścili w kwietniu nowy element, Advanced Query Control, który pozwala tworzyć wpisy powiązane.
Tu release, i tu release. Więc czemu by nie powiązać tych wydarzeń!
A może to zupełny przypadek, że w filmiku promującym nowy feature Elementora, do ilustracji tematu wpisów powiązanych wykorzystano zdjęcia z „Gry o tron”?
Marketing polega na zagraniu na emocjach. Ten dotyczący sprzedaży narzędzi do WordPressa też.
Jak zatem nie dać zwieść się reklamie i świadomie kupować narzędzia do WordPressa?
Nie mówię, że dobrze zrobiony marketing WordPressowego produktu zawsze wpakuje nas na minę. Jeśli Elementor inwestuje olbrzymią kasę w teledysk o pop-upach, to produkt musi się bronić.
Zanim jednak pod wpływem emocji klikniemy w “Kup teraz” na stronie motywu czy page buildera, zastanówmy się, dlaczego to robimy.
Naszym papierkiem lakmusowym może być ta elegancka pani z lasu.
Spróbujmy sobie nasz fantazyjny kostium wyobrazić na osobie nieco grubszej, niższej i stojącej na przystanku autobusowym w deszczowy dzień. Bo tak ma się mniej więcej powrót do rzeczywistości po instalacji motywu/page buildera na gołym WordPressie.
Jeśli nadal uważamy, że taki zakup sprawdzi się w nowych warunkach, to czemu nie.
😀 za tego posta a zwłaszcza przedostatni akapit zalegam Ci sosnówkę (jeśli w końcu trafię pędy sosny na czas) i obiecuję zalinkować ten ponadczasowy wpis w przyszłości 🙂
Dzięki!! A wiesz Arku, że Ty też się do tego przyczyniłeś? Bo ostatnio mi napisałeś w komentarzu, żebym nie rezygnowało z formy pisanej. Więc spróbowałam z taką lżejszą formą. Bardzo się cieszę, że wygrałam nią sosnówkę u Ciebie!
Marketing zawsze był grą na emocjach. Dorzuć do tego branżę, której klienci dokładnie nie rozumieją i masz idealne warunki do wciskania byle badziewia jako luksusowego cuda.
Z produktami dla WP jest chyba nawet gorzej niż w innych sferach. Pan Zenek z komisu wciśnie złom Tobie, ale jest spora szansa, że weźmiesz ze sobą znajomego mechanika i on się na tym złomie pozna.
W WP – wręcz przeciwnie – jak grzyby po deszczu wyrastają kolejni „eksperci” od „profesjonalnych stron” (wyklikanych w wielkich bólach – niczym ten złom wyklepany na Peugeota 206 ze starej reklamy), którzy cały biznes opierają wyłącznie na builderach, więc i wychwalać je muszą pod niebiosa – a że nawet sami nie zdają sobie sprawy ze skutków ich użycia? Bywa… (Ostatnio jeden taki ekspert upierał się, że „Elementor to to samo co Gutenberg – efekt taki sam, klient nie zauważy różnicy”).
Krzysiek, nie kojarzyłam tej reklamy z Peugeot 206. To ta? https://youtu.be/50A9wjJ40Dk Uwielbiam te Twoje porównania. To z mechanikiem jest też trafione. Właśnie to jest ta krzywda co page buildery (również te bardzo rozbudowane theme’y) zrobiły WordPressowi, że jak potem przychodzi do Ciebie klient ze stronką zrobioną przez niby jakiegoś pro od WP, a Ty nie od razu wiesz co tam się dzieje, bo nie znasz ani tego theme’u ani jego page buildera, to w oczach klienta trafisz na wiarygodności.
Przeczytałam z wielką przyjemnością, dziękuję, że spisałaś to co już od dawna przyprawia mnie o ból głowy. Przykłady można mnożyć, YouTube regularnie zarzuca mnie reklamami typu motyw marzeń, kup kup i od razu będziesz miał super stronę! Do tego dokup 3 wtyczki, page builder i już o nic się nie martw, wszystko gotowe (czytaj nie musisz aktualizować ani dbać o stronę). I miałam taką nadzieję, że po wejściu Gutenberga sporo się w dziedzinie page builderów zmieni. Że użytkownicy zobaczą, że można zrobić lekką stronę z głową, kilkoma dodatkami, na prostym motywie, bez cudowania. Ale nie 😉 Hejt na Gutenberga, miłość do Elementora i jedziemy…
Gutenberg jest hejcony bo po prostu został źle wprowadzony (zbyt obcesowo i wbrew dużej części społeczności), oraz nadal (no może już odpuszczę że jest wersją beta powiedzmy że dobił do RC1) ma absurdalne bolączki, stąd niezadowolenie użytkowników i unikanie go na produkcji. To że posiada potencjał nie ulega wątpliwości ale za wolno naprawiają w nim błędy. Moc gucia pokazują niestety głównie zewnętrzni dostawcy bloków – a powinien producent.
Elementora wypuszczono dla zrobienia kasy, stąd jego wydawcy inwestują w reklamy i mają wielki marketing skierowany w grupy docelowe. A że czas tego typu builerów powoli się kończy (choćby wtyczka wymieniona w poprzednim poście na to wskazuje) to mają ciśnienie na sprzedaż.
Ot i cała tajemnica (moim zdaniem) tej różnicy w kierunkach wyzwalanych emocji.
A możesz uzasadnić czemu czas pagebuilderow się pomału kończy? Bo sam ostatnio myslalem czy nie zakupić elementora 😉
Mateusz, Ty chyba pisałaś do Arka, ale ja osobiście wcale nie uważam, że czas page builderów się kończy. Na pewno nie w przypadku Elementora. Oni akurat rosną w siłę.
Aneta, racja, reklamy wtargnęły do świata WP też. Ja tą z Divi znam na pamięć tyle razy mi się wyświetliła. Elementor to dobry produkt pod wieloma wzlędami, można by się od nich sporo nauczyć, ale źle się stało, że wtyczka komercyjna przejęła rolę tego, co powinno być od dawna w core WP. Ja naprawdę jestem ciekawa przyszłości WP za 2-3 lata. Dzięki za komentarz.
Aga, świetnie napisane, zwłaszcza to soczyste porównanie z końcówki. Emocje i osobiste komentarze to dla mnie clue blogowania, i niestety rzadkość wśród suchych, tutorialowych postów pisanych pod SEO. Serdeczności!
Dzięki Kasia. Z tymi emocjami na blogowaniu to masz rację, ale z drugiej strony tutorial chyba powinien pozostać tutorialem, chociaż lubię jak od czasu do czasu autor doda jakiś zabawny tekst gdzieś pomiędzy. P.S. Dzięki że się przypomniałaś, weszłam na Twój blog i wpis „I get paid” mnie wciągnął.
Denerwujące jest jak się czasem trafi na czcionkę bez polskich znaków (bez latin-ext), a jeszcze bardziej denerwujące jest, jak masz font, który działa. Ale po czasie okazuje się, iż brakuje np. znaczka euro € :/
PS. Komentarz, by załapać sobie subskrypcje komentarzy.
SpeX, no jest to denerwujące, zwłaszcza, jak po zmienia fonta na jakiś niby podobny, siada cały design. Dobry font grzechu wart.
Powiem Ci, że z tym BeThemem i brakiem ogonków to mnie zaskoczyłaś bo o ile nic się nie zmieniło to dzieło polskiego SH.
Ale co do samych demówek… ile razy mam lowcostowego klienta, który widzi motyw „dla fotografa” i go odrzuca mimo, że spełnia wszystkie wymagania projektu tyle, że nie ma demo dla firmy z jego branży.
Jakub, jeśli chodzi o BeTheme, to zależy który font i które ich demoko weźmiesz pod lupę. Czasami tylko jakiś konkretny heading nie wspiera polskich znaków, to znacz font użyty w którymś nagłówków, a reszta hula.
Wiesz, nie dziwię się, że fotograf odrzuca motyw bez demka, bo oni to już w ogóle tylko operują obrazami… 🙂 Pewnie gdyby motyw był do pobrania za darmo, byłbyś w stanie szybko go wypełnić jakimiś fajnymi fotami i fotografa przekonać, ale niestety tak dobrze to nie ma…
A ja zamiast patrzeć na Panią z reklamy jakich wiele dookoła (i jeszcze nad tym sie pochylać) zobaczyłem pismo odręczne.
Szacun x1000 🙂
Łukasz, he, he, a ja piszę jak kura pazurem. Piszę ręcznie najczęściej jak szybko chcę przelać emocje na papier i nie zgubić myśli.
Każdy potrzebuje różnych narzędzi. Buldiery są dla osób, które nie umieją kodować
A zupki chińskie dla osób, które nie potrafią gotować. Trzeba tylko zdawać sobie sprawę z tego, że każde narzędzie niesie ze sobą jakieś skutki i że zupki chińskie zdrowe nie są.
Dobrze też mieć na tyle samokrytyki, żeby sprzedając zupki chińskie za pieniądze nie nazywać się „profesjonalnym chefem”, a swojego stoiska „restauracją”.
Kiedy ktoś wybiera font bez tzw. „latin extended” podejmuje bardzo złą decyzję. Wygląda to często nieestetycznie i jest niepoprawne.